Historia ogłoszeń z prośbą o pomoc w znalezieniu zguby, rozwieszonych w Wińsku, w minioną niedzielę, jest historią Pana Jerzego, jego pasji do wędrowania i radzenia sobie z… wykluczeniem komunikacyjnym. Teraz emeryt, wcześniej specjalista- chemik z Politechniki Wrocławskiej, 30 lat temu kupił stary dom i kawałek działki w Czeladzi niedaleko Wińska.
– Proszę sobie wyobrazić, że teraz nie mam jak dojechać na działkę- mówi osiemdziesięciotrzylatek- Odkąd nie mam samochodu, muszę sobie jakoś radzić. Moja podróż zaczyna się w pociągu do Wołowa, potem jadę autobusem szkolnym do Piskorzyny, a potem wędruję sobie przez pola i las, aż do tej mojej chaty. Autobus jeździ w dni nauki szkolnej. Raz dziennie. Ale co zrobić np. w weekend. Postanowiłem kupić hulajnogę elektryczną z akumulatorem, który pozwala przejechać ok. 60 km.
Pan Jerzy stosuje się do przepisów i wie, że hulajnogą można jeździć maksymalnie 20 km/h drogami rowerowymi, albo szosą, ale tylko tam, gdzie jest ograniczenie do 30 km/h.
– W Wołowie widziałem wielką mapę ścieżek rowerowych- kontynuuje swoją opowieść Pan Jerzy- No to pomyślałem: coś dla mnie. Dojechałem łatwo do Moczydlnicy Dworskiej, a potem w kolejnej wiosce zgubiłem znaki, albo ich tam po prostu nie ma, tam, gdzie ich szukałem. No i klops. Zgubiłem się.
Drogi biegły we wszystkie strony, tylko którą drogę wybrać. Wędrowiec uparł się, żeby szukać drogi rowerowej. Wjechał do lasu, bo tam spodział się odnaleźć drogę dla turystów- cyklistów. Co chwila sprawdzał GPS, a ten pokazywał mi, że jest ciągle w środku lasu. I wreszcie stało się, to czego można było się spodziewać.
– Kiedy dojechałem w okolice Krzelowa, bateria się wyczerpała- z żalem w głosie mówi emeryt- Wtedy postanowiłem iść do Wińska i pchać mój pojazd. Nie spodziewałem się, że to jest takie wyczerpujące. Było gorąco. W Wińsku usiadłem na pierwszej spotkanej ławce. W pobliżu stacji benzynowej. Kiedy kupiłem bułkę w piekarni zorientowałem się, że nie mam plecaka. Wróciłem, ale nie było po nim śladu. Musiałem zostawić go na ławce.

Plecak był pełen cennych przedmiotów. Pan Jerzy wspomina o specjalnym zeszycie, w którym zapisywał odczyty prądu, nazwy nawozów, które wysiewał na działce, informacje o wymianie części w kosiarce i inne cenne dane. Dalej był też, Router mobilny z kartą sim i aż trzy ładowarki: do routera, hulajnogi i telefonu. Powerbank, latarki, jedzenie i lekarstwa. No i sam plecak. To był bardzo dla cenny plecak, bo zaliczył z właścicielem m.in. kilkanaście pieszych pielgrzymek do Częstochowy i wiele wycieczek. Sentymentalna sprawa.
– Postanowiłem zawiadomić policję- kończy swą opowieść- Potratowali mnie nadzwyczaj dobrze. Przyjęli zgłoszenie i widząc, jaki jestem zmęczony, uznali, że skoro zabłądziłem, to mają prawo mnie odwieźć do domu, do Czeladzi. Jestem za to bardzo im wdzięczny. W Czeladzi już pomogli mi sąsiedzi.

Następnego dnia, rowerem Pan Jerzy przyjechał do Wińska i rozwiesił swoje ogłoszenia. Media społecznościowe rozgłosiły, że człowiek szuka plecaka, ale do tej pory cisza. Nikogo nie ruszyło sumienie. Zguba się nie znalazła. Może jeszcze nie wszystko stracone. Może ktoś odpowie na ogłoszenie pisane przez emeryta z Wrocławia i sąsiada z Czeladzi.